TEKST RAFAŁA PORZEZIŃSKIEGO dla MAGAZYNU „TRZEŹWYMI BĄDŹCIE” wydawanego przez Ośrodek Apostolstwa trzeźwosci w Zakroczymiu.


CUD AA

LEAD

Słowo, które było obelgą, stało się gwarantem uczciwości i solidności. Dlaczego „Mam na imię Bill i jestem alkoholikiem” brzmi dla wielu ludzi bardziej wiarygodnie niż „jestem profesorem” lub „jestem ministrem”? Spróbuję wyjaśnić ten fenomen. Ludzie, którzy znają prawdę o sobie i z miejsca przyznają się do niej, zyskują wielki kredyt zaufania.
Chorzy

Rok 1935. Początek lata. W niewielkim, ale bardzo bogatym mieście Akron w stanie Ohio pewien makler giełdowy liczy na udany biznes. Właśnie przyjechał z Nowego Jorku i wynajął pokój w najdroższym hotelu w mieście. Ów mężczyzna nazywa się Bill W. Cierpi na poważną chorobę, choć jeszcze nikt nie nazywa tak jego schorzenia. Ludzi, którzy cierpią podobnie jak on są miliony, w zasadzie nikt ich nie leczy, bo nikt nie wie, jak to robić.
W tym samym mieście żyje pewien zdolny chirurg, którego specjalnością są operacje jelita grubego. Ma żonę i dwójkę dzieci. Nazywa się Robert S., ale wszyscy w mieście nazywają go Dr Bob. Cierpi na tę samą chorobę, co Bill W. Nie jest w stanie kontrolować picia. Gdy tylko zaczyna pić, alkohol przejmuje nad nim kontrolę, a pije niemal stale, bo na trzeźwo nie potrafi już operować.
Gdyby Ci dwaj mężczyźni nie spotkali się w 1935 roku, świat wyglądałby zupełnie inaczej. W latach trzydziestych minionego wieku nikt albo prawie nikt nie nazywał alkoholizmu chorobą, a co za tym idzie, nikt też nie leczył alkoholików z alkoholizmu. Owszem, leczono im trzustki, nerki, serca, ale nie głowy. Dziś każdy poważnie zajmujący się uzależnieniami lekarz wie, że jest to choroba zarówno ciała jak i umysłu, ci zaś, którzy wierzą w nieśmiertelność wiedzą, że alkoholizm to w pierwszej kolejności poważna choroba ducha.
Bill i Bob spotkali się w owe pamiętne lato i zrozumieli, że cierpią na to samo, i że tylko wzajemna pomoc może utrzymać ich z dala od alkoholu. W wyniku ich spotkania, 79 lat temu, dokładnie 10 czerwca, powstała pierwsza grupa Anonimowych Alkoholików na świecie. Dla śmiertelnie chorych pojawiło się światło nadziei.

Na zdrowie

Każdego roku na alkoholizm, śmiertelną i nieuleczalną chorobę, zapada wiele tysięcy ludzi. Polska na pewno nie jest maruderem w tej śmiertelnej statystyce. Kiedy 40 lat temu w Poznaniu powstawały pierwsze wspólnoty Anonimowych Alkoholików, panowało powszechne przeświadczenie, nie tak dalekie od prawdy, że w PRL-u pije każdy. Butelka była pożądanym prezentem, środkiem płatniczym, towarzyszką podpisywania umów i pieczętowania uroczystości rodzinnych i kościelnych. Była przedmiotem pożądania i zguby dla milionów. Czy dziś jest inaczej? Zmieniło się to, że nikt, kto uzależni się od alkoholu, nie jest pozostawiony samemu sobie. W całej Polsce odbywa się ponad 1200 mitingów. Nikt nie musi zostać bez pomocy.
Skoro alkoholizm jest chorobą nieuleczalną, to o jakiej pomocy mówią Anonimowi Alkohlicy? Krok siódmy z dwunastu danych jako program powrotu do wolności, mówi o tym, że „pokornie prosiliśmy Boga aby usunął nasze braki”. Alkohol może zostać usunięty z życia chorego na alkoholizm ale nie zniknie. Będzie jak rozbrojona i położona w bezpiecznym miejscu bomba, którą uzbroi i uruchomi pierwszy wypity nawet po wieloletniej przerwie kieliszek.
Alkoholicy lubią powtarzać, że z kiszonego ogórka nigdy nie zrobisz już świerzego, oznacza to, że nie ma powrotu do kontrolowanego picia ten kto stracił nad piciem kontrolę. Cała przygoda z rozpoczęciem abstynencji a w konsekwencji trzeźwienia i odzyskania wolności, bierze swój początek w czymś co świat uważa za totalnie niedopuszczalne i nieatrakcyjne. Aby zwyciężyć musze uznać swą klęskę. Przyznać, że jestem całkowicie bezsilny wobec alkoholu i przestałem kierować własnym życiem. Świat zaludniany przez maczo od siedmiu boleści, nie pozwala nam tak myśleć i mówić. Powtarza: „dasz radę, walcz, musisz mieć silną wolę”. Program 12 kroków, który z pomocą Boba i innych przyjaciół z AA spisał Bill W. stoi w całkowitej sprzeczności z wyścigiem szczurów, z bałwochwalstwem siły i pieniądza, jest zaprzeczeniem logiki świata Saduceuszy i materialistów. Geniusz tego programu, potwierdzony milionami czystych, trzeźwych alkoholików oraz ludzi, którzy wychodzili z innych nałogów pozwala myśleć, że ten program dostaliśmy od Boga, przez ręce Billa W.
Program 12 kroków Anonimowych Alkoholików to rozwinięcie pięciu warunków dobrej spowiedzi, to pogłębiona refleksja nad sobą i relacją z Bogiem, jak w Ignacjańskich rekolekcjach, to także zaproszenie do potraktowania na serio Dekalogu a szczególnie przykazania miłości.

Przebudzeni

Zanim Bill poznał Boba wylądował na odwyku, w szpitalu Townsa w Nowym Jorku. Nie był to pierwszy z odwyków Billa, ale miał się okazać ostatnim. Był koniec roku 1934, Bill wracał powoli do życia po kolejnym zapiciu, poprzedzonym wielokrotnymi przysięgami i zapewnieniami wygłaszanymi do jego żony Lois. Przysięgał na wszystko, także na Biblię i w zasadzie wierzył w te przysięgi ale ciągle myślał, że tylko w jego mocy jest pozostanie trzeźwym. Liczne próby skontrolowania picia, kończyły się coraz boleśniejszymi konsekwencjami, gwałtowną i żałosną demoralizacją. Ale tamtego dnia kiedy leżał na łóżku Bill poczuł czyjąś potężną obecność. Pomyślał, że Ktoś musi stać koło jego łóżka, Ktoś bardzo potężny. Wówczas zapłakał i z oczami pełnymi łez zawołał „Jeżeli jest Bóg, to niech mi się ukarze! Jestem gotów zrobić wszystko, wszystko!” To był początek drogi Billa do nawrócenia. Zdarzyło się coś niezwykłego, co po latach w książce „Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość” Bill wspominał tak: „Nagle pokój wypełniło wielkie białe światło. Wtrącony zostałem w ekstazę, której nie da się opisać słowami… I wtedy nagle poczułem się wolny… Towarzyszyło mi – we mnie samym i wokół mnie – wspaniałe poczucie Obecności. Pomyślałem wtedy „Więc to jest ten Bóg, o którym mówią z ambon”
To mistyczne spotkanie, pomogło Billowi iść z posłaniem do innych alkoholików. Chodził po klubach, barach, knajpach w poszukiwaniu tych, którzy mogli i chcieli wysłuchać jego historię. Przez 6 miesięcy, zanim przyjechał do Akron, przeprowadził dziesiątki rozmów o swojej wizji i o tym, że alkoholizm to śmiercionośna pułapka. Choć przez sześć miesięcy nie udało mu się nikogo skierować na drogę trzeźwości, zdobył bezcenne doświadczenie, sześć miesięcy własnej abstynencji. Zrozumiał, że trwał w trzeźwości właśnie w wyniku owych rozmów. To, że mógł się dzielić owocami swojego spotkania z Bogiem zobowiązywało go i umacniało w słusznej decyzji wychodzenia z nałogu.

Chrześcijańskie korzenie programu „12 kroków”

Wróćmy do czerwcowego popołudnia kiedy Bill, szarpany złością po nieudanym spotkaniu biznesowym, dzwoni z Hotelu Mayflower do znalezionego w hotelowej książce telefonicznej pastora Waltera Tunksa. Prosi o pomoc w znalezieniu innego alkoholika. Wie dobrze, że tylko rozmowa z kimś kto zna jego chorobę, może pomóc zatrzymać „nawrót” czyli chęć ukojenia niechcianych emocji w hotelowym barze. Pastor Walter początkowo myśli, że to jakiś żart. Alkoholik szuka drugiego alkoholika, nic dobrego z tego być nie może ale jednak podaje Billowi kontakt do pani Saiberling. Synowa najbogatszego człowieka w mieście doprowadza do spotkania Billa i Boba. Obaj cierpią na to samo, obaj pragną przestać pić i obaj są członkami wspólnot Oxfordzkich, chrześcijańskich organizacji, mających na celu wprowadzić etykę chrześcijańską do coraz bardziej pazernego świata biznesu. Rozmowa w domku – stróżówce rezydencji Saiberlingów miała trwać 15 minut, trwała wiele godzin. Panowie wychodzą z tej rozmowy odmienieni, pełni nadziei, planów i wzajemnego zrozumienia. Wiedzą, że ich trzeźwość musi być budowana na tych samych filarach o których nauczały biznesmenów grupy Oxfordzkie tj. na absolutnej uczciwości, absolutnej czystości intencji i działań, absolutnej bezinteresowności i absolutnej miłości. Te filary rzeczywiście stają się podstawą spisanego trzy lata później programu „12-tu kroków”. Programu, który nie tylko pomógł wielu ludziom odstawić alkohol ale także pomógł odbudować człowieczeństwo, godność i radość życia milionom ludzi na całym świecie, nie koniecznie uzależnionym od alkoholu. Jak to się stało? Jest na to aż 12 powodów.

Dwanaście

Liczba dwanaście oznacza w Biblii porządek Boży, doskonałość. Wszyscy wiemy ilu było apostołów, ile gwiazd jest nad głową Maryi w Apokalipsie Jana (Ap 12,1), mamy dwanaście bram pilnowanych przez dwunastu aniołów, które wiodą do nowego Jeruzalem w niebie (Ap 21,12), jest dwanaście pokoleń Izraela, dwunastu synów Jakuba, wreszcie dwanaście koszy ułomków zebranych po cudownym rozmnożeniu chlebów (J 6, 12-15) i wreszcie drzewo życia w Nowym Jeruzalem wydające co miesiąc dwanaście rodzajów owoców przynoszących uzdrowienie narodom (Ap 22,2). Tyle symboliki. Ale o co chodzi konkretnie? Kroki spisane dla ratowania życia, mają niezwykłą silę przeprowadzenia nas przez najtrudniejsze nawet wspomnienia, zranienia i lęki. Pomagają zarówno głęboko wejść w siebie jak i odszukać w sobie wartość, sens i cel. Naszą misję tu na ziemi. Ten program rymuje się z tym co mówił Jezus Chrystus. Uznaj, że potrzebujesz pomocy, wołaj Boga a On przyjdzie i da Ci wszystko czego pragniesz. Oczywiście nieprzyjaciel, też zna program dwunastu kroków i robi wielę byś go nie poznał i nie zastosował. Więzy zniewoleń, urazów, złości, nienawiści w kolejnych stopniach programu pękają jak zrobione z papier-mâché, choć zdawały się być ze stali.

Od jeden do siedem

Gdy w pierwszym kroku uznamy bezsilność i niekierowanie, w drugim uwierzymy, że jest Bóg i że jest po naszej stronie, w trzecim powierzymy mu życie w opiekę, zaczyna się prawdziwa przygoda. Krok czwarty daje nam szanse wnikliwego przyjrzenia się sobie, kim jestem i dlaczego? Piąty krok pomaga opowiedzieć o tym wszystkim Bogu, który choć nas zna, chce byśmy my także się poznali. Dlatego po rozmowie z Bogiem, następuje rozmowa z sobą samym i z drugim człowiekiem, tak by odkryta z pomocą Boga istota moich błędów nie umknęła mi. W kroku szóstym dojrzewam do gotowości rezygnacji z moich wad, krok siódmy weryfikuje tę gotowość. Ciekawe, że grzechów głównych jest właśnie siedem. Pokornie proszę Boga by uwolnił mnie od mych wad, jeśli nie uwalnia, znaczy to tyle, że choć proszę o wolność wcale jej nie pragnę, może nawet nie umiem jej pragnąć. To nie znaczy, że mam z tego kroku uciec z płaczem. Wszyscy praktycy dwunastu kroków mówią jasno, kroki są na zawsze, nie do jednorazowego użytku. A skoro tak, moja dojrzałość przyjdzie, nie teraz to może za godzinę, nie za godzinę to może jutro albo za dziesięc lat. Ważne jest by iść.

Od osiem do wolności

Prawdziwe Himalaje duchowości zaczynają się w kroku ósmym. Nie na darmo osiem błogosławieństw nazywany jest programem dla hardcorowców. Krok ósmy to zaproszenie do sporządzenia listy ludzi, których skrzywdziłem. Ta lista nie ma być kolejnym wyrzutem sumienia czy powodem do samobiczowania, to lista zadań. Dotarcie do ludzi umieszczonych na liście i zadośćuczynienie im, to krok dziewiąty. Nie chodzi o „przepraszam” ale o zapisane także w pięciu warunkach dobrej spowiedzi szczere zadośćuczynienie. To jest tak naprawdę moment w którym szatan traci nad tobą jakąkolwiek kontrole. Nie ma czym Cię oskarżyć. Ale jest to rzecz jasna zadanie niezwykle trudne. Dobra wiadomość jest taka, że nie jesteś w tym sam. Prowadząc codzienny i odważny obrachunek moralny i nie zwlekając z przyznaniem się do błędów realizujemy krok dziesiąty a w jedenastym odnajdujemy Tego, który nas wymyślił, stworzył i zaprosił do pełni wolności. Modlitwa i medytacja, to są miejsca codziennego spotkania i coraz pełniejszego poznawania Tego, Który na zawsze pozostanie Tajemnicą. Został nam krok ostatni, który splata się z pierwszym tworząc swoistą wstęgę Mobiusa albo znak nieskończoności. Przebudzony duchowo w wyniku tych kroków niesiemy posłanie tym, którzy nadal cierpią i co ważne stosujemy poznane zasady we wszystkich aspektach życia.

Cud dla każdego

Kiedy Jezuita Ed Dowling, duchowy sponsor i przyjaciel Billa W. po raz pierwszy przyszedł do nowojorskiego mieszkania autora programu dwunastu kroków, pytał go o św. Ignacego Loyolę. Skąd zna jego duchowość, jak bardzo oparł się na rekolekcjach Ignacjańskich pisząc program. Bill nie słyszał niczego o sw. Ignacym, wiele natomiast z tego co znalazło się w programie zaczerpnął z Listu św. Jakuba z Nowego Testamentu. Przez jakiś czas rozważał z Bobem nazwanie wspólnoty AA, wspólnotą św. Jakuba, ale św. Ignacy był mu nieznany. Ta prosta informacja dała poczciwemu o. Edowi pewność, że program 12 kroków jest od Boga. Ilość tropów zgodnych z duchowością jezuicką i prawdami wiary, była zachwycająca. O. Ed przyczynił się do wielkiego otwarcia Kościoła Katolickiego na uczestników wspólnot 12 krokowych, w latach 80 tych zaowocowało to powstaniem wspólnoty 12 kroków dla chrześcijan, czyli dla nałogowych grzeszników czy faryzeuszy. Także w Polsce od 6 lat istnieją mitingi tej wspólnoty a także warsztaty 12 krokowe dla chrześcijan. Jeśli zazdrościsz alkoholikom, że mają swój program, który pomaga im żyć pełnią życia, nie zazdrość, wejdź na stronę www.12krokow.com.pl i sam użyj tego programu do wejścia w pełnie życia, w całkowitą wolność.

Rafał Porzeziński – autor wielu publikacji o tematyce uzależnień, audycji radiowej i telewizyjnej pt „12 Krok” oraz strony www.dwunasty.pl